Wywiady / Recenzje

Czego się nie dotknę, na co nie spojrzę / Whatever I touch, whatever I see, aut./ by prof. Zbigniew Tomaszczuk

O wystawie Czego się nie dotknę, na co nie spojrzę. Tekst z katalogu wystawy prof. Zbigniew Tomaszczuk
Zestaw prac Izabeli Maciusowicz stanowi fotograficzną część, wspólnej z pracami malarskimi Katarzyny Ferworn – Horawy wystawy pt. Czego się nie dotknę, na co nie spojrzę. Prace realizowane w różnych mediach wywołują u mnie refleksję dotyczącą namysłu nad specyfiką tych mediów. Rodzi się bowiem pytanie, jak te różne w formie prace, uzupełniają się lub jak na siebie wzajemnie wpływają. Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, warto uchwycić zasadniczą różnicę w sposobie powstawania fotografii i malarstwa. Malarstwo jest realizowane w czasie. Płaszczyzna, na której powstaje obraz zapełnia się po kolei. Proces malowania można przerwać i kontynuować w dowolnej chwili. Fotografia powstaje na jednej płaszczyźnie w momencie dopuszczenia światła do światłoczułego rejestratora. Dylemat, który pojawia się w tym momencie dotyczy prac malarskich, które powstają w wyniku odcisku ciała artystki, bliski akcjom Yves Kleina z odciskami nagich ciał zanurzonych w niebieskiej farbie. To sprawia, że odcisk ciała można porównać tu do odcisku światła w materiale fotograficznym. To sprawia również, że media te nie konkurują i nie rywalizują ze sobą lecz stwarzają odmienne możliwości interpretacyjne. Dlatego ekspozycja stanowiąca swoisty dialog fotografii z malarstwem może być interesująca, szczególnie wtedy, gdy stoi za nią wspólna idea zawarta w tytule wystawy. Zatrzymam się na pracach fotograficznych. Odwołując się do tytułu ekspozycji, zadaję sobie kolejne pytanie, czym w fotografii jest dotknięcie. Jest to z jednej strony obiektywne dotknięcie przez światło fotografowanej przestrzeni, umożliwiające w ogóle powstanie zdjęcia, oraz to co stanowi o subiektywnych możliwościach kreowania fotografii, „dotknięcie oka” fotografa. „Dotknięcie oka” rozumiem jako sztukę patrzenia, umiejętność izolacji z otaczającej nas rzeczywistości spójnych kadrów. Świat nie składa się z pojedynczych jednostek. Kadr natomiast taką jednostką jest. Dlatego w twórczej fotografii nie chodzi o to, aby w prosty sposób dokumentować fragment otoczenia, lecz o to aby zarejestrować sposób jego postrzegania. Fizyczne dotknięcie materii w wypadku prac malarskich ma oczywiście wymiar performatywny, bo poza wszystkim jest to zmaganie się ciała, szczególnie w przypadku prac opartych na konwencji malarstwa gestu, jakim są obrazy Katarzyny Ferworn - Horawy. Fotografia Izabeli Maciusowicz wydaje się być zmaganiem oka. Dzisiaj w czasach nadmiaru obrazów doceniamy malarstwo jako indywidualny kontakt ze wspomnianą materią, ale również doceniamy fotografie, które z masy mechanicznie powstających obrazów wyróżniają się swoją wizualnością. Ten wizualny przekaz daje się wyraźnie zauważyć na zdjęciach autorki. Dla mnie podstawową cechą tych fotografii jest ich walor kontemplacyjny. Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że zalewające nas, cyfrowo tworzone, fotografie wyzwalają u nas odruch odrzucenia. Natomiast zdjęcia Izabeli Maciusowicz zachęcają do zatrzymania wzroku na dłużej. Minimalistyczna estetyka, która przywołuje u mnie porównania z oszczędną japońską grafiką stanowią wizualną opozycję do agresywnego świata współczesnej kultury wizualnej. Drugi człon tytułu wystawy – na co nie spojrzę, wydaje się prowokować do twierdzenia, że to wspomniane spojrzenie fotografa zamienia banalne otoczenie w niebanalne obrazy. Jednocześnie zaś dowodzi faktu, iż w malarstwie dotykającym materii podłoża, równie ważne jest spojrzenie artystki potrafiące z energicznego gestu ciała wyłowić intrygującą widza formę. Zderzenie ekspresji z kontemplacją to w tym przypadku, wspomniane przeze mnie dopełnianie się mediów i ich wzajemna rozmowa. Jest jeszcze jedna ważna cecha fotografii Izabeli Maciusowicz, a mianowicie bardzo ostrożne korzystanie z koloru. Zdjęcia oparte na monochromatycznych płaszczyznach podkreślają ulotność chwili, którą fotografia może zatrzymać i w tym zatrzymaniu skoncentrować naszą uwagę na pojedynczym szczególe, drobnym elemencie, swoistym „barthesowkim punctum” przywołującym, odwołując się do Waltera Benjamina, utraconą w wyniku masowej reprodukcji aurę zdjęcia.
Powrót do indeksu